Szmaragdowe święto. W obrzędowości słowiańskiej nie brakowało świąt wesołych tchnących nadzieją. Zwiastujących urodzaj i wychwalających płodność natury. Majowa aura sprawiała, że wszystko wokół, aż kipiało. Chciało się żyć, kochać i być kochanym. Pani Wiosna umówiła się ze swym Jarym kawalerem. On został przy niej. I jest im dobrze ze sobą jak co roku.
Ewolucja wierzeń i radykalny proces przemian spowodowany chrystianizacją nie pozwala często dostrzec sedna procesu. Zwykle nowe święta zajmowały miejsce starych wierzeń, wypierając je całkowicie. Innym razem kolonizatorzy stroili się w stare piórka. Stare obrzędy opierały się jednak nowemu i na szczęście nie dawały się wyrugować. Powstały z tego procesu kłąb materii nie pozwala często dojść, jak Tezeusz po nitce do miejsca gdzie leży obiektywna prawda.
Zielone Świątki mogą wywodzić się ze starego majowego święta zwanego Stadem. Kupiono się wokół ognia gromadnie, tańcząc i śpiewając wesołe pieśni. Nie zabrakło rywalizacji w duchu sportowym. Każdy młodzieniec chciał się popisać przed pannami z wioski swoim sprytem i tężyzną fizyczną.
Święto było gremialnie kultywowane przez całą słowiańszczyznę. Obchodzili je Czesi, Rusini i Polanie. Spotykano się w świętych gajach, by oddać cześć bóstwom i złożyć ofiary z tego, co kto miał najcenniejszego.
Obchody i zabawa zwykle trwała tydzień i dłużej. A okres ten nazywali rusałczym tygodniem. Bawiono się czasem, aż do nocy sobótkowej. Kulminacji i przesilenia astronomicznego, kiedy to słońce wielkim wysiłkiem wtacza się na najwyższy punkt nad horyzontem.
Etymologia nazwy jest nad wyraz klarowna. Pora roku o największej intensywności zieleni jest jej patronką. Zieleń święta pokrywa się z kolorem otoczenia i atrybutami grającymi ważne role w świętowaniu.
Przesłanie obchodów jest jasne. Wszechpotężna siła, odrodzonej na wiosnę natury, tryumfuje nad przeciwnościami i siłami destrukcji, czającymi się co krok. To, co tak mozolnie było budowane przez ostatni rok, stoi teraz mocno jak gmach osadzony fundamentami w litej granitowej skale.
Stado
Dni płodne natury − czyli słowo o Stadzie. Kiedy wiosna wchodziła w wiek dojrzały i z podlotka zmieniała się w piękną i powabną kobietę, mus było znaleźć jej kawalera.
Na przełomie maja i czerwca w kalendarzu słowiańskich świąt było miejsce na święto płodności, zaklinające przyszły urodzaj. Podczas korowodów święta o nazwie Stado wychwalano boginię Lelę i boga Ładę.
W zapiskach starych kronik znaleźć można potwierdzenie na kultywowanie Stada na ziemiach słowiańskich.
Fakt obchodów potwierdzają też badania etnograficzne. Reliktem przeszłości jest, uznane przez UNESCO, chorwackie święto obchodzone we wspomnianym terminie. Jego nazwa − kralevic Ljelje − oddaje imię bogini spotykane w innych słowiańskich językach.
Etymologia rodzimego nazewnictwa doszukuje się znaczenia słowa w niemieckich korzeniach. I upatruje podobieństwa do − Stute, czyli klacz.
Umiejscowienie święta w okresie pełni wiosny sprzyjało gromadnemu świętowaniu. I dziś próbuje się wskrzesić stare święto, zachowując jego dawny charakter. Stare wierzenia są alternatywą dla lekko anarchizującego ateizmu. Co według antropologów sprzyja poprawie dynamiki rozwoju społeczeństwa, wpływając na jego różnicowanie, a to jest motorem innowacyjności i postępu.